Filmy, jak każdy produkt, wymagają solidnej reklamy, żeby przebić się przez liczne produkcje, które oferują nam kina, telewizja, Internet i najróżniejsze platformy. Wybrać dobry film, który zapewni nam rozrywkę na jakieś dwie godziny, to nie jest prosta sprawa. Dobry opis powinien w tym pomóc. Wydaje się jednak, że – podobnie jak w innych branżach – niektórzy copywriterzy podchodzą do tematu bardzo swobodnie (nie odnoszę się w tym miejscu do przeklejania reklam ze strony na stronę).

Otóż, właśnie szukałem czegoś, co pomoże mi się zrelaksować przed snem, i natrafiłem na „reklamę” filmu sensacyjnego, która wygląda mniej więcej tak: „film zapewni ci niezapomniane wrażenia. Pełen zwrotów akcji. Będziesz siedział jak na szpilkach.”

Muszę przyznać, że tekst ten okazał się znacznie ciekawszy dla mnie od filmu, ale chyba nie taki był zamiar autora. Jak zwykle bowiem najgorszym narzędziem pracy osoby piszącej jest jego język ojczysty. Szczególne miejsce w tym zakresie zajmuje frazelogia. Określana jako jedno z największych dóbr kultury niematerialnej, w której zawarty jest językowy obraz świata przodków oraz ich doświadczenia. (Warto to zdanie pamiętać z przyczyn raczej pedagogicznych niż prawdziwości samego stwierdzenia, bo tak zwana mądrość ludowa nie określa nigdy tylko jednego sposobu patrzenia na świat; wprost przeciwnie – jest dobra na każdą okazję. Porównajmy ze sobą dwa polskie powiedzenia: Gość w dom, Bóg w dom – brzmi wspaniale i można chwalić się polską gościnnością przed całym światem. Ale oto i kolejne: Ryba i gość po trzech dniach śmierdzą. Też prawda? Oczywiście nie zmienia to faktu, że przez pierwsze dni gospodarz zrobi dla gości wszystko, czyli Zastaw się, a postaw się, ale nie wolno nadwyrężać gościnności.)

No dobrze, dobrze, ale o co właściwie mi chodzi i czego się tym razem czepiam? Otóż, frazeologizm siedzieć jak na szpilkach oczywiście istnieje, ale oznacza bycie zniecierpliwionym lub zdenerwowanym i przez to zachowywać się nerwowo. Tymczasem w reklamie – jak sądzę – fraza przybiera znaczenie: być podekscytowanym, oczekiwać z napięciem itp. Tak jednak nie jest, wbrew chęciom autora tekstu.

Czy to jednak znaczy, że skoro frazeologia jest takim skarbem, to musimy poddańczo przestrzegać jej zasad i nie mamy prawa ingerować w jej formę? Stanowczo nie! Innowacje frazeologiczne są ważnym elementem zabawy językowej, gry z odbiorcą, wyrafinowanych sztuczek słownych, którymi możemy zdobyć czytelnika. Trzeba to jednak robić świadomie, to znaczy wiedzieć, jak frazeologizm jest stosowany, jakie ma znaczenie, wtedy dopiero możemy go naginać do naszych potrzeb. W przeciwnym razie jest to jedynie błąd językowy, który pokazuje nieporadność autora lub wprost niewiedzę. Powyższą reklamę bowiem musimy odczytać literalnie w ten sposób: Film jest słaby, nie warto go ogląć, będziesz siedział jak na szpilkach, czekając, kiedy wreszcie się skończy i przeklinając zły wybór.

Bez wdawania się w szczegóły naukowych podziałów i typów innowacji frazeologicznych chcę pokazać kilka przykładów źle użytych frazeologizmów i takich, które dają do myślenia, są interesujące lub zwyczajnie bawią. Spójrzmy na przykłady:

Jeszcze niedawno w polskiej gospodarce pierwsze skrzypce grał węgiel kamienny. – To nawet jest zabawne, jeśli sobie wyobrazimy węgiel w czarnym fraku solisty orkiestry symfonicznej, ale prócz tego razi nieznajomość normy, zgodnie z którą grać piewsze skrzypce łączy się jedynie z ludźmi, nawet jeśli nie są muzykami.

Sekretarz Generalny NATO apeluje o zawieszenie ognia w Górskim Karabachu. I tym razem temat jest zbyt poważny, żeby tracić czas na rozwiązywanie łamigłówki, o co publicyście chodziło. Należy raczej odrzucić zbędne domysły i stwierdzić, że zostały niefortunnie połączone dwa wyrażenie: zawieszenie broni i wstrzymanie ognia. W każdym razie brakuje jakiegokolwiek uzasadnienia dla wprowadzenia tego typu zmiany stałego połączenia wyrazowego.

I coś, co sprawiło mi przyjemność z czyjeś gry z konwencją językową:

Z Radiem Zet zawsze wstajesz prawą nogą. Bardzo udana innowacja frazeologizmu wstać lewą nogą. Zapowiedź udanego dnia wyrażona w błyskotliwy sposób.

Chciałam pójść po rozum do głowy, ale lodówka była bliżej. Nieco okrutny żart, ale czyż nie zdaża się nam złamać reżimów jedzeniowych wbrew zdrowemu rozsądkowi…

Uczmy się zatem wszyscy własnego języka. Nie po to, żeby mówić i pisać jak automaty, ale żeby świadomie tworzyć go i wykorzystywać możliwości jego giętkości. Pamiętajmy, że przekaz ma być interesujący i poruszający emocje.