W tytule sparafrazowałem fragment piosenki z Kabaretu Starszych Panów wykonywanej prze Kalinę Jędrusik. Śpiewała ona o skomplikowanej relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną w trakcie – być może – pożegnalnego połączenia telefonicznego, które w fatalnym momencie zostaje przerwane i stąd wołanie: Nie, to nie międzymiastowa, to między-ludzka.

Sytuacja, chciałoby się powiedzieć, nawet banalna, ale nasuwa pewną refleksję na temat komunikacji międzykulturowej. Gdyby bowiem wierzyć antropologom i ich definicji kultury, to musielibyśmy przyjąć dwa zasadnicze założenia:

  1. Kultura stanowi wypracowaną matrycę zachowań i wartości społecznych, które podzielamy, należąc do określonej zbiorowości, i replikujemy w sposób przyjęty przez to społeczeństwo.
  2. Kultura stanowi zamknięty kanon, co pozwala odróżniać od siebie społeczeństwa; tworzyć opozycje: swój – obcy.

Jeśli tak jest w rzeczywistości, to zasadne jest zajmowanie się problemem przełamywania barier kulturowych lub – korzystając z innej modnej metafory – budowania mostów ponad różnicami kulturowymi.

Spróbujmy jednak włożyć kij w mrowisko i zastanowić się, czy może taka wizja kultury/kultur nie jest tylko zbyt uproszczonym założeniem badawczym. We wspomnianej piosence Kalina próbuje przekonać Dzidka, że inaczej wyobraża sobie ich związek i jeśli on temu nie może sprostać, to pora się rozstać. Nie wiemy, co odpowiada Dzidek, ale domyślamy się tragicznego końca. No tak, ale przecież oboje należą do tej samej kultury, czyli – zgodnie z założeniami antropologów – potrafią się w niej (kulturze) porozumieć, wykorzystać schematy rozmowy, w ten sposób rozumieć, czym jest miłość, a nawet powinni wiedzieć, jak się rozstać. Z całą pewnością byłoby nam łatwiej zrozumieć nieszczęsną kobietę, gdyby miała problem , dajmy na to, z Ahmetem. Nie wyszło im, zgodzilibyśmy się, bo przecież należą do różnych kultur; nie mogli się dogadać.

Tak, ale konflikty wewnątrz „tej samej kultury” widzimy na każdym kroku. Nawet nasza najlepsza reklama albo tekst, z których jesteśmy tacy dumni, może być skrytykowane i wyśmiane, choć przecież spełniliśmy wszystkie warunki akceptowalności w danej kulturze.

Wydaje się zatem zasadne stwierdzenie, że antropologiczne ujęcie kultury i oparte na tym założeniu przekonanie o międzykulturowych różnicach jest przesadzone i nie odpowiada rzeczywistości.

Gdzie tkwi największy błąd metodologiczny? Moim zdaniem, w braku uwzględnienia czynnika ludzkiego, a dokładniej jednostki. Nasze zachowanie (choć lepiej byłoby w tym kontekście zastosować formę: moje zachowanie) zależy od konkretnego wyboru w konkretnej sytuacji w zetknięciu z drugim człowiekiem.

Przyjmijmy, że jestem wychowany w kulturze, w której czas (jeden z ważnych elementów różnicujących kultury w ujęciu antropologów) jest dla mnie cenny, a moi współplemieńcy nie tolerują spóźnień, choć mnie samemu czasem się to zdarza. Umówiłem się na spotkanie biznesowe z partnerem z kultury, dla której czas nie jest szczególnie istotny, dlatego spóźnił się pół godziny. Czy naprawdę jest to zderzenie kulturowe? A może jednak jest raczej tak, że w tej sytuacji ważne jest moje osobiste nastawienie: wstałem wypoczęty, dzień jest piękny, lubię człowieka, z którym załatwiam interesy, i te zawsze przynoszą obopólną korzyść. Po podpisaniu kontraktu razem idziemy do pubu na herbatę i – przy pełnym zrozumieniu – rozmawiamy o sporcie, autach itd.

Chcę przez to powiedzieć, że kultura nie jest klatką, w której jesteśmy zamknięci z innymi członkami społeczeństwa, wśród którego się urodziliśmy i wychowali. Kultura to raczej paleta różnych sytuacyjnych rozwiązań, z których czerpiemy, ale też dodajemy własne emocje, osobowość i wartości. Kultura dzięki temu się stale zmienia; zmienia się w trakcie indywidualnych spotkań i komunikacji międzyludzkiej.

Jaki ma to wpływ na reklamę?

Jeśli zgodzimy się z takim postrzeganiem kultury (!), a nie poszczególnych kultur rywalizujących ze sobą, to głównym czynnikiem różnic staną się indywidualne, a nie grupowe czy narodowe, wybory i upodobania. Co za tym idzie, moja reklama jest kierowana do konkretnego odbiorcy, który podziela moje wartości, estetykę i ekspresję. Tacy odbiorcy znajdą się w „moim społeczeństwie” i dowolnym innym. Tym samym reklama X będzie/może być negatywnie odebrana przez „członków tego samego społeczeństwa”, jak i tak zwanych obcych.